Zakładki

sobota, 24 września 2016

Proelium IX


Normalnie czekalibyśmy pewnie koło trzech miesięcy, jeśli nie dłużej, ale jakimś „cudownym zrządzeniem losu” okazało się, że pewna sprawa rozwodowa została umorzona, więc mamy termin na za dwa tygodnie.

Zgaduję, że mieliście zebranie od piątku do wczoraj?

[...] zacznij już zbierać wpływy i zawalcz o władzę. Wiem, co mówię.

Właśnie do mnie dzwonili ze szpitala, Soujirou miał wypadek.


Na pełnym gazie wpadłem do Sanchome, wymijając na trzeciego wlekące się samochody. Dziękowałem wszystkim bóstwom, jakie byłem sobie w stanie teraz przypomnieć, że Shen wpadł na idiotyczny pomysł uczenia mnie jazdy na motocyklu jeszcze jakieś dwa lata temu wbrew psioczeniu Chue. Kopnąłem gaz do końca i na czerwonym świetle przeleciałem na skrzyżowaniu tuż przed dostawczakiem i taksówką. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym musiał siedzieć w jakimś korku w taksówce. W ostatniej chwili zjechałem w boczną ulicę, po czym skręciłem na parking podziemny Park Hyatt i z piskiem opon zatrzymałem motocykl niemal w miejscu, zmuszając maszynę do półobrotu przez przednią oś.
Zamaszystym ruchem zsiadłem z pojazdu, przy okazji kopniakiem odginając nóżkę, wyszarpnąłem kluczyki ze stacyjki i pobiegłem do drzwi windy, po drodze ściągając niemrawo kask z głowy. W garażu Shena przez chwilę zastanawiałem się, czy go brać, jednak teraz stwierdziłem, że chyba by mi łeb urwało bez dodatkowego zabezpieczenia.
Wleciałem do windy i zawahałem się. Przecież z tego wszystkiego nie zapytałem nawet, gdzie konkretnie jest Soujirou. W końcu wcisnąłem guzik parteru z myślą, że obsługa na pewno musi wiedzieć, gdzie wydarzył się na ich terenie wypadek. Przygryzłem wargę w oczekiwaniu, aż drzwi się wreszcie otworzą. Byłem niemal pewny, że w uszach nie słyszę swojego przyspieszonego tętna, a rytm zegarka boleśnie podkreślający, ile tracę czasu.
Raz, dwa, trzy, cztery… Ile to może trwać! Przecież to tylko trzy piętra! …pięć, sześć, siedem… Ociężałe skrzypnięcie poinformowało mnie, że wreszcie dojechaliśmy i platforma osiadła. …osiemnaście, dziewiętnaście… Poczułem lekkie szarpnięcie w dół i komputer systemowy zapiszczał, dając znać, że jestem na miejscu. …dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem… drzwi powoli zaczęły się rozsuwać, ukazując przejrzyste wnętrze hallu hotelowego - kremowe ściany o ciepłym odcieniu, bukowe panele i blat recepcji, za którą stała w czarnej, prostej w kroju sukience młoda recepcjonistka o profesjonalnym uśmiechu bladoczerwonych ust. Naprzeciwko recepcji pyszniły się dwie kanapy obciągnięte ekologiczną skórą w odcieniu ecru i szklany stolik pośrodku nich. Najwyraźniej jeden z klientów hotelu był zapominalski, bo na stole leżała dość sfatygowana książka o krzykliwej okładce. …czterdzieści jeden, czterdzieści dwa… Przecisnąłem się przez na wpół przymknięte jeszcze drzwi i podbiegłem do lady.
- Podobno jest tu gdzieś Soujirou Honami - oznajmiłem na jednym wydechu, wpatrując się wyczekująco w recepcjonistkę. Ta popatrzyła na mnie chwilę zdziwiona, ale w końcu westchnęła cicho i zaczęła coś wstukiwać w komputer, mrucząc przy okazji pod nosem „Honami, Honami”. Do kurwy nędzy, co za zgraję bezmózgów zatrudniają w takich miejscach!!!  Sam nie wiem, jakim cudem powstrzymałem się od soczystej inwektywy, przekonując się w myślach, że tylko by to przedłużyło wszystko, jeśli paniusia poczuje się urażona i zacznie się jeszcze wymądrzać zamiast robić, co do niej należy. Zacisnąłem mocno dłonie w pięści, sam już nie do końca wiedząc, czy pokazał się mój ogon, czy nie. Niezbyt dbałem o to w tej chwili. Po dłuższej chwili, podczas której najchętniej rzuciłbym się na babsztyla i rozszarpał ją na strzępy, kobieta wreszcie uniosła wzrok znad monitora.
- Ach, to ten pan! - wyszeptała, zasłaniając usta dłonią. Przez ułamek sekundy popatrzyła na mnie takim dziwnym wzrokiem, po czym kiwnęła głową zdawkowo. - Już kogoś wołam do pana - oznajmiła, po czym zniknęła za drzwiami zaplecza. Wróciła po rozpaczliwie długiej chwili razem z drugą, nieco starszą kobietą w takiej samej sukience.
- Pan Tsukigami, tak? - kiwnąłem szybko głową, przestępując z nogi na nogę. Dlaczego to wszystko musi tyle trwać?! Do stu chujów, jak przez cipy cokolwiek stanie się Soujirou, to zapierdolę je własnymi pazurami! Noż kur… - Proszę za mną - powiedziała służbowo i wyszła przed ladę, wskazując gestem ręki korytarz po lewej. Jej miarowy, nieco kołyszący się krok odbijał się na posadzce stukotem obcasów. Przygryzłem wargę do krwi, żeby nie zwerbalizować swojej frustracji i podążyłem za kobietą. Ta poprowadziła nas do kolejnej już windy.
Metalowa klatka ruszyła z lekkim szarpnięciem i na cyferblacie nad drzwiami zaczęły przeskakiwać cyferki w irytująco wolnym tempie. Przestąpiłem z nogi na nogę zniecierpliwiony i popatrzyłem na odbicie kobiety w lustrze windy. Miała może nieco mniej jak czterdzieści lat, była typowo japońskiej urody z mroźnych regionów Hokkaido. Mały, kulkowaty nosek, wąskie usta, nieco skośne, szeroko rozstawione oczy o brunatnych tęczówkach, wizualnie wpadniętych w twarz przez ciemny makijaż. Włosy upięte teraz w ciasny, wysoki kok ufarbowała na pomarańczowy odcień rudości, choć odrosty były już na tyle długie, by można było stwierdzić, że jej naturalnym kolorem była nieco szarawa czerń. Widać było, że mają naturalną tendencję do falowania się, co ich właścicielka starała się zwalczać prostowaniem termicznym powodującym niemal zupełne zmatowienie koloru. Początkowo myślałem, że sukienka, jaką miała na sobie, była identyczna z tą, jaką nosiła recepcjonistka, ale teraz widziałem, że tak nie było. Jej strój był nieco krótszy, bo sięgał kilka centymetrów nad kolano, a nie do połowy łydki.  Dekolt w serek obszyty był lamówką w kolorze indygo, identycznym z tym, jaki miały dwa wąskie paski u dołu spódnicy. Na lewej piersi wyszyte miała ozdobnym pismem łacińskim
„PARK HYATT TOKYO
Account Menager
Yumiko Namiga”.
Stała pewnie w swoich czarnych, dość prostych, ale eleganckich butach na około pięciocentymetrowym, szerokim obcasie dosuwając ściśle nogę do nogi.
Zerknąłem na wyświetlacz. O ile dobrze pamiętałem, kobieta przycisnęła klawisz czterdziestego drugiego lub trzeciego piętra, a my byliśmy dopiero na trzydziestym piątym, szóstym, siódmym…
- Zbliżamy się już na miejsce - zaanonsowała kobieta formalnym tonem, nawet na mnie nie zerkając. Jej mina była cały czas profesjonalnie obojętna i niewzruszona. Czy naprawdę nikogo nie ruszało, że na ich terenie umierał człowiek?!
Przymknąłem oczy, starając się ze wszystkich sił uspokoić. Bez względu na to, jaką wiedzę medyczną posiadałem, nie dam rady nic z nią zrobić w stanie graniczącym z amokiem. Wypuściłem ze świstem powietrze z ust i winda wreszcie zatrzymała się, wydając z siebie charakterystyczny pisk. Miałem ochotę rzucić się jak najszybciej przed siebie, ale to, co zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Przede mną rozpościerał się przejrzysty apartament królewski. Najszersza ze ścian była zastąpiona zupełnie oknem, pozostałe miały metalicznie czarny kolor, podobnie jak sufit. Na podłodze rozciągały się srebrzyście białe panele klonowe. Wewnątrz dwie skórzane kanapy naprzeciwko wielkiego telewizora ciekłokrystalicznego zawieszonego na ścianie oraz łoże królewskie o hebanowej ramie i jedwabnej pościeli, na trzech czwartych szerokości białej z czarnym pasem ciągnącym się wzdłuż prawego boku. Nieco za łóżkiem były wkomponowane w ścianę prawie niewidoczne drzwi, prawdopodobnie do łazienki. Naprzeciwko mnie, oparty o szybę stał… Soujirou. Cały i zdrowy.
- S-souji - wydukałem zduszonym głosem i zrobiłem kilka kroków w jego stronę. Nogi się pode mną ugięły i wylądowałem na klęczkach na posadzce. Mężczyzna podszedł do mnie pewnym krokiem z delikatnym uśmiechem na twarzy i klęknął przy mnie. Byłem w stanie jedynie wtulić twarz w jego tors i kurczowo chwycić się koszuli. Zupełnie nie panowałem nad tym, co robię, chcąc się jedynie upewnić, że to wszystko nie jest wytworem mojej nadziei i Soujirou naprawdę nic nie jest.
- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie pracownica za moimi plecami.
- Tak, tak, może nas już pani zostawić samych - miękki baryton Soujirou pobrzmiewał w moich uszach, gładząc zszarpane nerwy.
Siedzieliśmy przez kilka minut w tej pozycji - ja wtulony w Soujirou, mocząc jego ubranie łzami, on delikatnie obejmując mnie i co chwilę całując po włosach. Powoli przerażenie uchodziło ze mnie, ustępując miejsca wściekłości.
- Dawno to planowaliście? - nie wytrzymałem w końcu i odepchnąłem się od Soujirou, wstając. - Pewnie oboje mieliście niezły ubaw wkręcając mnie, co?! Bo nie uwierzę, że ten stary skurwysyn o niczym nie wiedział. Zresztą, od początku powinienem coś podejrzewać! W końcu jaki personel medyczny nie zabrałby cię do szpitala, tylko radośnie zostawił w hotelu po tym pierdolonym śmiertelnym wypadku. Phe, jaki ja byłem głupi! Brawo, wkręciliście mnie, zadowoleni z siebie?!!! - wrzeszczałem, chodząc w kółku i gestykulując obficie. Nie mogłem uwierzyć, że dałem się tak prosto podejść. Mogłem się założyć o dowolnie wybraną sumę pieniędzy, że ten stary pryk siedział teraz u siebie i się ze mnie śmiał, jaki byłem łatwowierny. Niedobrze ze mną, skoro aż tak bardzo obniżyłem gardę. Ja myślałem, że jemu coś naprawdę…
- Jeszcze jak - wymruczał Soujirou niskim głosem i przyciągnął mnie gwałtownie do siebie, wpijając się wargami w moje. Byłem tak zszokowany, że nawet nie zareagowałem. Jego słodkie, miękkie usta bez najmniejszego problemu zdusiły moje wszelkie próby protestu - liczył się teraz tylko dotyk ciepłej skóry, słodki zapach męskiego ciała i ukradkowe pomruki wydobywające się z gardła kochanka. O ile wcześniej mogłem się jeszcze łudzić, że nie wyszła moja zwierzęca natura, o tyle teraz nie miałem już wątpliwości.
- Souji - wymruczałem cicho z kontentacją zaplatając ręce na jego szyi.
- Tak? - mężczyzna był widocznie zadowolony z mojej uległości. Jego ręka bezwiednie zjechała w dół na moje lędźwie.
- Nie rób mi tego więcej, błagam cię - wsunąłem nos w zagłębienie jego szyi, rozkoszując się nieco słonawą wonią skóry, potu i wyczuwalnych przez moje zwierzęce zmysły feromonów. - O mało co nie spowodowałem wypadku z tirem, żeby tylko urwać kilka sekund więcej.
- Więc nie uciekaj mi już nigdy więcej, mój mały lis… Chwila! Jak „spowodowałem”? Przecież ty nie masz prawa jazdy, prawda? Za młody jesteś - Soujirou odsunął twarz o kilkanaście centymetrów, żeby mi się lepiej przyjrzeć.
- Jedno nie wyklucza drugiego - odpowiedziałem luźno, wzruszając ramionami. - I bez papierka potrafię się utrzymać na motorze.
- A gdyby cię złapała policja, to co? Przecież mógłbyś nawet pójść siedzieć! - widziałem ten wyrzut w oczach kochanka, ale nie czułem się w najmniejszym stopniu winny.
- Naprawdę myślisz, że miało to dla mnie jakiekolwiek znaczenie? - mruknąłem ugodowo. - Souji, możesz mi nie wierzyć, ale jesteś całym moim światem. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało.
- Jesteś jeszcze gorszy niż myślałem - westchnął mężczyzna, ale widziałem po jego oczach, że odpuścił temat. - O złych rzeczach mówiąc… - wymruczał mi prosto do lisiego ucha i przygryzł je lekko.
- Skoro nalegasz - zaśmiałem się, wyplątałem z objęć mężczyzny i pociągnąłem go w kierunku łóżka. Ten bez sprzeciwu dał się poprowadzić. Wsunąłem się tyłem na łóżko i zalotnie przejechałem ogonem w poprzek swojego krocza, zwracając na nie uwagę Soujirou.
- Nie tak szybko, kochanie - mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie i wszedł na czworakach na łóżko, po czym pocałował mnie w czoło. - Jutro nie masz szkoły, więc bez wyrzutów sumienia mogę cię pomęczyć całą noc aż do świtu.
- A potem? - spytałem mrukliwym głosem.
- A potem obawiam się, że moja agentka nie będzie już taka wyrozumiała i będę musiał cię opuścić. O dwunastej mam występ w telewizji, ale obiecuję, że postaram się przyjechać jak najszybciej - dodał, głaszcząc mój policzek, gdy tylko zauważył moją zawiedzioną minę. - Nie martw się, za niedługo to ty będziesz miał mnie dosyć.
- Wątpię - zachichotałem, łasząc się o jego dłoń. - Cóż to się stało, że nie bawisz się już w niańkę?
- Poprosiłem Kumiko, moją agentkę, żeby zajęła się Xiaogou dzisiaj, a potem coś wymyślimy.
- Wreszcie dałeś sobie z nim spokój, hm? - wymruczałem i skubnąłem dolną wargę mężczyzny. - Długo ci to zajęło.
- Nie odpuściłem go sobie, zależy mi na jego dobrym wychowaniu. Ale nie kosztem ciebie i twojej pewności siebie - stwierdził, z zadowolonym pomrukiem oddając się subtelnej pieszczocie. W odpowiedzi jedynie zamruczałem z aprobatą i przymknąłem oczy, chcąc jak najlepiej poczuć Soujirou pozostałymi zmysłami.
Poczułem ciepły dotyk palców Soujirou pod bluzką i z zadowoleniem nadstawiłem się mężczyźnie. Uwielbiałem pieszczoty z nim, zawsze takie delikatne, wręcz tantryczne w doznaniach. Odsunąłem się nieco do tyłu i położyłem na plecach, pociągając za sobą Soujirou. Kochanek powoli i z rozmysłem rozbudzał moje zmysły coraz głębszym pocałunkiem, równocześnie nieśmiało i niby przypadkowo muskając moją klatkę piersiową. Zgiąłem nogi w kolanach i podniosłem nieco biodra, chcąc przypomnieć o swoich potrzebach. Położyłem lewą rękę na łopatce Soujirou i przyciągnąłem go zachłannie do siebie.
- S-souji - wyszeptałem drżącym od napięcia głosem, gdy udało mi się na chwilę oswobodzić usta. - Pospiesz się - dodałem po chwili zniecierpliwiony, gdy mężczyzna zaczął całować mój obojczyk. Ten w odpowiedzi tylko zaśmiał się krótko i przygryzł delikatną skórę, po czym zassał się na niej. - Nie - spróbowałem się ruszyć, ale mężczyzna uspokoił mnie łagodnym, acz stanowczym pogładzeniem ramienia. - Zostanie ślad… - wymamrotałem, chwilowo przytomniejąc. Jak Zu to zobaczy, to będzie po mnie i możliwe, że nawet po Soujirou. A na pewno prędzej czy później zobaczy.
- Mi to nie przeszkadza, a tobie? - spytał, unosząc na mnie oczy i liżąc świeżo podrażnioną skórę. Zacisnąłem zęby, wiedząc, że nie mogę się przyznać do powodu mojej obawy.
- Ktoś coś może zauważyć na zajęciach sportowych - wydukałem w końcu, ale oboje w to nie uwierzyliśmy.
- Wtedy będę miał pewność, że nie dotknie cię nikt niepowołany - spojrzałem na Soujirou zszokowany. Nigdy nie posądzałbym go o tak zaborcze i autorytatywne stwierdzenie. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i cmoknął bok mojej szyi. - Myślałeś, że ja nie będę cię chciał mieć na wyłączność, czy że nie odważę się tego głośno powiedzieć? - spytał chichocząc.
- Kocham cię - wymruczałem w odpowiedzi i wpiłem się w słodkie usta kochanka. Ten po chwili sięgnął do mojej bluzki i płynnym ruchem ją podciągnął przejeżdżając przy okazji dłonią po moim sutku. Zamruczałem z zadowolenia, zdjąłem koszulkę do końca i przyciągnąłem Soujirou do siebie, wbijając lekko paznokcie w skórę na jego plecach. Przez twarz mężczyzny przez moment przeszedł grymas bólu, ale nie zaprotestował ani nie zrzucił mojej ręki, więc  uznałem to za przyzwolenie. Wolną ręką sięgnąłem do swoich spodni i wsunąłem w nie dłoń, dotykając swojego członka przez materiał slipek. Nawet bez tego wiedziałem, że był już półsztywny i pulsował z lekka.
Gdy Soujirou to zauważył, sięgnął po moją dłoń, pocałował ją i pociągnął tak, że przeturlaliśmy się i wylądowałem okrakiem nad mężczyzną.
- Tak zdecydowanie lepiej - stwierdził niskim tonem, pociągając lekko zębami mój sutek.  Syknąłem cicho zadowolony i wygiąłem się nieco w tył. - Włóż rękę do mojej lewej kieszeni - polecił mi, na chwilę odrywając się od mojego torsu tylko po to, żeby do niego powrócić i powoli polizać skórę dookoła brodawki. Wykonałem polecenie i z lekkim zaskoczeniem wyciągnąłem małą buteleczkę o wciętym kształcie. Zerknąłem na przedmiot i zobaczyłem, że w środku była półprzezroczysta, delikatnie pomarańczowa ciecz o dość gęstej konsystencji. Zachichotałem i pocałowałem Soujirou we włosy.
- Jesteś niesamowity, wiesz - wyszeptałem, odkręcając nakrętkę i lejąc sobie kilka kropel na palce. Pomagając sobie ogonem zsunąłem spodnie i bieliznę do połowy ud i sięgnąłem wilgotnymi palcami do odbytu, masując go okrężnymi ruchami. Zerknąłem na Soujirou skupionego na moim obojczyku.
 - Nie przeszkadzaj sobie - powiedział, gdy wreszcie zauważył, że oczekuję od niego reakcji. Nie byłem w stanie powstrzymać chichotu.
- Przy tobie człowiek wszystko musi zrobić sam - stwierdziłem z udawaną urazą, ale nie przerwałem przygotowań. Soujirou nieśpiesznie sięgnął do swoich spodni i rozpiął pasek, a następnie rozporek.
- Drugą rękę masz wolną - zauważył sugestywnie i wykonał dłonią kolisty ruch po moim brzuchu.
Zamruczałem z przyjemności i posłusznie sięgnąłem po penisa mężczyzny. Niemal speszyłem się, czując, jak bardzo działam na niego. Ten, zadowolony z reakcji, pocałował moje ramię i przyciągnął do siebie, zmuszając do jeszcze większego wypięcia się. Oparłem się o bark mężczyzny, co ten bez zastanowienia wykorzystał, z zadowoleniem liżąc mnie po szyi i przygryzając, niemal jak wampir na tych starych, tandetnych romansach dla półidiotów. Wsunąłem dwa palce w swoje wnętrze i poruszyłem nimi nieco. Minęły dopiero dwa dni odkąd ostatni raz Zu mnie do siebie wezwał, więc nie miałem najmniejszego problemu z przyzwyczajeniem się do naciągania mięśni.
- Souji… chcę cię w sobie - wyszeptałem po chwili milczących pieszczot do ucha kochanka.
Na moje słowa Soujirou zmienił pozycję i pociągnął mnie na łóżko tak gwałtownie, że omal nie skręciłem nadgarstka. Chwycił moją lewą nogę pod kolanem i popchnął do przodu, wymuszając niemal nakrycie się nogami. Sam nie wiem, w którym momencie zamieszania moje spodnie wylądowały na kanapie. Soujirou opadł nade mną i powoli wsunął we mnie swojego penisa na całą długość. Syknąłem zaskoczony, ale natychmiastowo sięgnąłem ręką do szyi mężczyzny i przyciągnąłem nieco do siebie, żeby nie odebrał źle tego zachowania. Spróbowałem się poruszyć, ale nie byłem w najlepszej do tego pozycji. Mimo wszystko, mężczyzna chyba zdołał to zauważyć, bo zaczął powoli wsuwać się i wysuwać, gładząc czule mój policzek. Połasiłem się do jego ręki jak kot i połaskotałem go ogonem po lędźwiach.
- Souji… - westchnąłem z zadowoleniem wciskając głowę w poduszkę. - Ah-ha! - nawet nie byłem w stanie udawać, że jego miarowe pchnięcia na mnie nie działają i przeciągnąć stosunek. Po całym moim ciele rozlewała się fala gorąca, budząc zmysły do poziomu graniczącego z szaleństwem. Każdy centymetr mojego ciała domagał się bliskości mężczyzny, jego zainteresowania i uwielbienia. Przymknąłem oczy i zacisnąłem wolną dłoń na materiale kołdry, czując, że spełnienie jest blisko, ale Soujirou zwolnił tempo. Popatrzyłem na niego zdziwiony, ale ten się tylko uśmiechnął łobuzersko.
- Jeszcze nie teraz, mój mały lisku - wyszeptał nieco drżącym głosem i wysunął się ze mnie i wyprostował. Delikatnym, acz stanowczym gestem kazał mi się obrócić tyłem do siebie, a ja bez zastanowienia wykonałem to polecenie. Mężczyzna przyciągnął mnie za podbrzusze do siebie i ponownie wsunął się we mnie. Podświadomie wygiąłem się w łuk i oparłem łopatkami o rozgrzaną klatkę piersiową Soujirou. Zamruczałem z przyjemności, gdy aktor wznowił falisty ruch bioder. Poczułem na szyi wilgotny pocałunek i odchyliłem głowę w bok, dając mężczyźnie łatwiejszy dostęp do siebie. Sięgnąłem ręką do tyłu i wplotłem palce we włosy mężczyzny.
- Ta-ak… Jeszcze, proszę - wymamrotałem charkotliwie. W odpowiedzi Soujirou musnął opuszkami palców mojego penisa po to, by po chwili zacisnąć na nim ściśle dłoń, stymulując go. - Ha-a! Souji…! - omal nie zapomniałem o oddechu w fali rozkoszy. Soujirou wolną ręką przejechał wzdłuż mojego odsłoniętego gardła, przez chwilę pomasował żuchwę i w końcu wsunął dwa palce w usta, uniemożliwiając zaciśnięcie zębów. Zareagowałem instynktownie i zacząłem je lizać, wydając z siebie coraz głośniejsze jęki. Mężczyzna zadowolony przyspieszył wewnątrz mnie i puściły moje ostatnie hamulce. Doszedłem z piskliwym krzykiem, brudząc palce Soujirou i pościel swoją spermą. Kochanek pozwolił mi opaść na ręce i chciał się wysunąć z mojego wnętrza, ale wypchnąłem biodra w tył.
- Skończ we… we mnie - stwierdziłem  urywanym głosem między dwoma ciężkimi oddechami. Soujirou przez chwilę się zawahał, ale ostatecznie objął mnie w biodrach i zaczął wykonywać szybkie pchnięcia. Rozjechałem się szerzej na nogach, chcąc mu ułatwić to zadanie i już po chwili poczułem w sobie ciepłe, lepiące się nasienie mężczyzny, które wypuścił z głośnym westchnięciem. Wziął dwa głębokie wdechy i odsunął się, a po moim udzie spłynęła część jego spermy.
- Kocham cię, mój mały lisku - wyszeptał, przytulając się do mnie od tyłu, a w jego głosie odbijało się spełnienie.
- Ja ciebie też - wymruczałem, przewracając mężczyznę i kładąc się na jego miarowo unoszącej się i opadającej klatce piersiowej. - Nawet nie wiesz, jak bardzo - dodałem i pocałowałem wilgotną od potu skórę Soujirou. Aktor położył rękę na moich plecach i zaczął je wolno gładzić. Wiedziałem, że powinniśmy iść do łazienki się umyć, ale nie miałem najmniejszej ochoty ruszać się z miejsca, skupiając jedynie na ustatkowaniu oddechu.

Uśmiechnąłem się lekko na widok wychodzącego z łazienki Soujirou. Woda ściekała po jego nagim brzuchu sprawiając, że najchętniej dałbym mężczyźnie powód do kolejnej kąpieli. Soujirou nieśpiesznie przeszedł dystans dzielący go od kanapy i usiadł, zerkając przy tym od czasu do czasu w moją stronę. Zachichotałem pod nosem i doszedłem do niego, bez skrępowania siadając bokiem na kolanach mężczyzny.
- Tęskniłem za twoim ciałem, wiesz? - wymruczałem, wsuwając nos w jego wilgotne włosy. Pachniały hotelowym szamponem.
- Tylko moim? - głos Soujirou z jakiegoś niezrozumiałego powodu wydał mi się oschły.
- Nie rozumiem, o czym mówisz - stwierdziłem wymijająco. Jedyne miejsce wpadki, jakie przychodziło mi do głowy, to Nichome, ale przecież do niczego nie doszło po wizycie w "Kurokoi".
- Hei, nie rób ze mnie idioty. Ja wiem, że jesteś moim pierwszym kochankiem, więc nie wszystko jeszcze wiem w tej materii, ale nie wmówisz mi, że  po ponad dwóch tygodniach bez seksu tak byś się zachowywał w łóżku. Więc jak, przyznasz mi się sam, czy mam popytać twoich znajomych?
- Nie! - zareagowałem szybciej niż pomyślałem. Odchrząknąłem głośno i przymknąłem na chwilę oczy, próbując zebrać myśli. - Souji, wiesz, że kocham tylko ciebie.
- Ale sypiasz z innymi - dodał mężczyzna z mocą, odsuwając mnie od siebie.
- To nie jest takie proste - stwierdziłem w końcu powoli. - Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie jestem zwykłym nastolatkiem z komedyjek romantycznych. Nie mogę się odciąć od swojej przeszłości nawet, jeśli bym chciał.
- Zmieniasz temat - Soujirou popatrzył na mnie znacząco, a ja czułem, jak w każdej sekundzie robię się coraz mniejszy i mniejszy.
- Nie zmieniam. Souji, do cholery, nawet ty powinieneś wiedzieć, po co mafii maskotka! Myślisz, że miałem jakiś wybór?! - syknąłem nagle zirytowany, podnosząc się na równe nogi. Zdawałem sobie sprawę, że mężczyzna nie jest tu niczemu winien i mogłem mieć pretensje tylko do siebie, ale nie ułatwiało to sprawy. Przecież nie miałem wyboru!
- Chcesz mi powiedzieć, że to był gwałt? - spytał nieco delikatniej Soujirou, a w jego oczach odbiło się współczucie. A przynajmniej ja chciałem je widzieć.
- Nie - wyszeptałem w końcu. - Ani razu mu nie odmówiłem. Ale ty myślisz, że miałem jakiś wybór?! Przecież musiałem cię chronić! - wrzasnąłem, obracając się na pięcie. - Myślisz, że to takie przyjemne być pierdolonym przez jebanego amatora BDSM, a potem z uśmiechem na twarzy udawać, że nic się nie stało i świat porastają stokrotki? W takim razie możesz wracać szczerzyć zęby przed kamerą - z jakiegoś powodu poczułem się zmęczony i dziwnie pusty wewnętrznie. Jak osaczone zwierzę.
- Czekaj, czekaj! Jakie „chronić mnie”?! O czym ty znowu mówisz?
- Mówię o tym, że mafia jest cukierkowa i honorowa tylko w tych twoich filmach - prychnąłem. Wiedziałem, że z powiedzenia o sytuacji Soujirou nic dobrego wyniknąć nie może, jednak nie miałem już wyboru. Zresztą, może w końcu mężczyzna przejmie się swoim otoczeniem chociaż trochę. - Jak się Zu dowiedział, że chciałem z nim zerwać kontakt i ograniczyć się do spotkań zawodowych, to zagroził twoją śmiercią. I wybacz, ale jestem na tyle naiwny, żeby wierzyć, że mężczyzna z krwią setek ludzi na ręku to zrobi. Jeśli nie sam, to poprzez jakiegoś goryla ze swojej bojówki.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trochę monotematycznie, ale mam nadzieję, że nie znudził Was przez to rozdział. Wczoraj (w moje urodziny, ergo mówiąc) pojawiła się recenzja NC na konstruktywnej krytyce (linka na pasku bocznym). Jako, że spotkanie bojowe sztabu kryzysowego mamy zaplanowane na przyszły tydzień, możecie oczekiwać naszych decyzji pod następnym rozdziałem. Aha, zabieram się wreszcie za daaaawno temu obiecaną galerię, bo termin odpowiedniego momentu w fabule jest dość bliski, dlatego też rzucam do dyskusji pytanie, kogo powinnam w niej umieścić. Póki co mam kilku kandydatów, z których zdecydowana mniejszość to główne postacie. Może mi się to zmieni, na pewno wezmę pod uwagę wasze sugestie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. SPAM, powiadomienia, itp. do Akwizycji.
2. Za wszelkie pozytywne komentarze dziękuję.
3. Za wszelkie negatywne komentarze też dziękuję.
4. Za hejty - oby ci kurczak z lodówki uciekł!