Zakładki

sobota, 18 lutego 2017

Anima IX cz. 1

Część druga pojawi się w tym samym poście koło środy (wytłumaczenie pod rozdziałem).

Możesz powiedzieć Horacio, żeby następnym razem trochę bardziej się postarała.

Mamy nowe ofiary. Jedna tanuki od Łowców i trójka Neko-chan.

Ale powinieneś wiedzieć, że zostanę w związku z Sayie-chan. Poza tym Sayie-chan rozpoczęła terapię u psychologa i myślę, że powoli się zmienia na lepsze.


Potarłem obolały kark i przeciągnąłem się. Poczułem nieprzyjemne uczucie, gdy drugi z trzecim kręgiem szyjnym zmieniły nieznacznie położenie, najprawdopodobniej korygując się. Zdecydowanie nie zaliczyłbym ostatniej nocy do udanych. Świtało i spomiędzy bloków przebijało się oślepiające, czerwono-pomarańczowe światło. Przynajmniej wreszcie wiedziałem, gdzie się znajdujemy. Naprawdę nie rozumiałem, dlaczego wczoraj nie rozpoznałem okolicy - dwie ulice dalej Hori-chan pewnie właśnie wyganiał ostatnich gości przed zamknięciem Kurokoi. Gdybym tylko wczoraj to skojarzył… Podświadomość jednak nieodgadnionymi ścieżkami się wlecze.
Zsunąłem się ze skrzypiącej przy najmniejszym poruszeniu huśtawki i wszedłem do wiaty. Xiaogou spał wciśnięty w kąt, od czasu do czasu dygocząc lekko. Sięgnąłem jego karku i zmierzwiłem długie futro.  Było wychłodzone również tuż u nasady.
- Budzimy się, szczeniaku - oznajmiłem, klepiąc go lekko po czaszce. „Człowieka powinno się budzić wolno, żeby wędrująca przez sen po świecie dusza zdążyła wrócić na czas do ciała.” Sam nie wiedziałem, kiedy to chińskie powiedzonko ojca weszło mi w nawyk i zacząłem się do niego stosować. -Wstawaj, bo cię zostawię samego.
Musiałem jeszcze trzy razy potrząsnąć dzieciakiem, by się zupełnie wybudził. Ziewnął przeciągle, przeciągnął się na sztywnych łapach i otrzepał z resztek snu, po czym popatrzył na mnie wyczekująco.
Bez słowa wstałem i ruszyłem przed siebie, nie patrząc, co robi Xiaogou. Wiedziałem, że podąży za mną. Trochę mnie niepokoiła jego noga, więc nie spieszyłem się zbytnio. Na szczęście nie kulał już, wiec możliwe, że byłem po prostu przewrażliwiony. W końcu doszliśmy przed jeden z nielicznych w okolicy niski budynek z wciąż mrugającym na niebiesko „Kurokoi” w łacińskiej transkrypcji. Podobno miało to przyciągać obcokrajowców, ale przez cały swój pobyt w barze spotkałem może z pięciu nie-Japończyków.
Otwarłem drzwi i skinąłem głową Xiaogou, by wszedł do środka. Bez słowa wykonał polecenie, z ciekawością i lekką nieśmiałością rozglądając się na boki. Gdyby tak się zastanowić, to nie byłem o wiele starszy, gdy pierwszy raz tu się znalazłem.
- Właśnie zamykam, bar jest nieczynny do… - zaczął barman, ale urwał w połowie, gdy wreszcie podniósł głowę znad polerowanego highballa. - No, Hei, znudziło ci się pokolenie plus i odkryłeś w sobie lolicona? Kto to w ogóle jest? - westchnął, odstawiając szkło na tacę, nagle zupełnie zapominając o godzinach otwarcia. Nie pierwszy raz dokowałem się w Kurokoi po ciężkiej nocce.
- Jak ci powiem, że mój dzieciak to ci wystarczy? - spytałem zgryźliwie. - Pożyczysz mi telefon i zostawisz bar otwarty na tyle długo, żebyśmy mogli poczekać, aż ktoś przyjedzie?
- Radzę ci pojawić się dzisiaj wieczorem. I na jednym kieliszku się nie skończy - zastrzegł, grożąc palcem. Gdyby nie ta sukienka, powiedziałbym, że Hori-chan był ideałem mężczyzny. Wiedziałem, że zostawiłby mi nawet klucz zapasowy w razie potrzeby.
- Jutro będę z Lillim, to się odegrasz. Xiaogou, siadaj - poleciłem, wskazując ręka na jeden z foteli i wziąłem od Horiego nieco przestarzały telefon w fioletowej obudowie.
Na szczęście pamiętałem numer Nicholasa. Mężczyzna był niezadowolony moim nagłym zniknięciem, ale nie miałem ochoty tłumaczyć mu się przez telefon. Podobno Soujirou wydzwaniał do niego regularnie przez całą noc. Wiedziałem, że zranię kochanka jeszcze mocniej nie pojawiając się aż do późnego wieczora albo i dłużej, ale nie miałem wyboru. Wymieniliśmy się szybko najważniejszymi informacjami i Nicholas się rozłączył.
Zerknąłem na Xiaogou. Siedział, sącząc przez słomkę przygotowany mu przez Horiego napój, usilnie starając się nie zwracać uwagi na siedzącego obok mężczyznę.
- No więc? - spytał Hori-chan, gdy zauważył, że byłem już wolny. - Co to za dzieciak? Ty jesteś za młody, żeby być jego ojcem, a pan aktor potomstwem się nigdy nie chwalił.
- Powiedzmy, że sierota - odpowiedziałem wymijająco. Barman wiedział, że należę do mafii, ale nigdy nie zdradzałem mu szczegółów. - Ale mieszka u nas od dłuższego czasu. Souji pewnie będzie chciał, żebym go zaadoptował jak już skończę dwudziestkę.
- On też jest… no wiesz?
- Zmiennokształtny? - mężczyzna skinął głową. - Tsa, uroczy z niego psiak.

- No nareszcie xiao Hei zaszczycił nas swoją obecnością - rzucił Zu, gdy tylko przekroczyłem próg swojego laboratorium. Oprócz niego po pomieszczeniu kręcił się Liu.
- Też się cieszę, że cię widzę - mruknąłem, marszcząc nos. Niedawno coś się wylało i wciąż byłem w stanie wyczuć słodkawą woń oparów. Prawdopodobnie był to jakiś odczynnik. - Nie sądziłem, że posłuchasz Shena. Czyżbyś dostał nową zabawkę?
- A co, jesteś zazdrosny? - zaśmiał się bez emocji. - Nie musisz się obawiać, mam tylko jedną ulubioną zabawkę.
- Miało być pozytywnie dla mnie - zauważyłem, przechodząc pod blat, na którym leżała otwarta walizeczką. W środku Liu zebrał już większość potrzebnych mi fiolek z mniej lub bardziej legalnymi lekami nieorganicznymi. Dość sporą część z nich zresztą Sztylety sprzedawały jako dragi. - Sprawa jest. Liu, won, resztę pozbieram sam - zarządziłem tonem nieznoszącym sprzeciwu. Chemik popatrzył niepewnie na Zu, a ten tylko wzruszył ramionami. Zdecydowanie to mi się nie spodobało. Po chwili byliśmy już sami.
- Więc? Coś ty znowu wymyślił? Nie zamierzam być donem, jeśli o to ci chodzi - stwierdził mafioso, płynnie przechodząc na japoński. Miałem wrażenie, że nie lubił ze mną rozmawiać w ojczystym języku, gdy byliśmy sami. Nie, żeby miało to dla mnie jakieś znaczenie.
- Nie podejrzewałem cię o to. W końcu obaj wiemy, że jesteś uparty jak osioł na torach - wzruszyłem ramionami, biorąc do ręki pusty słoiczek i obracając go w palcach. - Po prostu przez durne pomysły Xueqinga muszę osobiście dopilnować, żeby stołek objął Shen.
- A ja mam ci w tym pomóc ponieważ?
- Ponieważ jeśli ktokolwiek nienawidzi Bahaia bardziej niż ja, to jesteś to ty - stwierdziłem spokojnie, przejeżdżając palcem wzdłuż klatki piersiowej Zu. - I zrobisz wszystko, żeby nie był twoim zwierzchnikiem, a wyboru zbyt dużego nie masz.
- Moje przysługi kosztują - Zu przejechał językiem po zębach, ale z jakiegoś powodu nie budziło to już we mnie przerażenia.
- Nie krepuj się - odpowiedziałem obojętnie. Chyba nawet rzeczywiście nie dbałem o to, czy będę musiał przed nim rozłożyć nogi, czy nie.
- Lepiej dla ciebie, żebyś miał dobrze przemyślane, co robisz - mężczyzna uśmiechnął się drapieżnie i przejechał językiem wzdłuż mojej szyi. Skrzywiłem się pod wpływem mokrego dotyku, ale szybko opanowałem odruch ucieczki i odchyliłem głowę w bok, dając mężczyźnie lepszy dostęp do siebie.  Nie czułem zupełnie nic - ani obrzydzenia, ani przyjemności, ani nawet strachu. - Czego chcesz? - wyszeptał mi do ucha Zu i odsunął się. Popatrzyłem na niego nieco zdziwiony.
- Czyżby kryzys wieku średniego? - zaśmiałem się drętwo. Wiedziałem, że kopałem swój własny grób.
- Nie interesuje mnie zabawa, w której to ja jestem zabawką - odpowiedział spokojnie. Nie do końca byłem pewny, o czym mówi, ale wolałem nie ciągnąć tematu na wypadek, gdyby Zu miał się rozmyślić. - Więc?
- W piątek Ruski organizuje na statku przyjęcie, na które masz dostarczyć dragi i panienki, tak? - spytałem wymijając mężczyznę i sięgając po jedną z brakujących substancji.
- Ruski jest wiecznie czysty, nie podrzucisz mu nic.
- Wiem, nie o tym myślałem. Może i nie tak łatwo go otruć jednym wlotem, za to drugi ma aż nadto dostępny - odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko. Plotki o haremie tysiąca kobiet Szarilowa i jego upodobaniach do SM były zbyt często powtarzane, by w nie nie wierzyć.
- Skrytobójstwo? - prychnął Zu rozśmieszony. - Od razu cię…
- Wręcz przeciwnie - przerwałem mu. - Martwy Ruski na nic mi się nie przyda. O żywym natomiast słyszałem kilka ciekawych informacji i na pewno będzie zainteresowany, żeby się nie rozprzestrzeniły - uśmiechnąłem się złowieszczo. Bycie traktowanym jak powietrze lub nierozumną lalkę do dymania miało czasem naprawdę zaskakująco wiele dobrych stron. - To jak?
- Jedna. I jak coś wykombinuje, to osobiście ją odstrzelę, a ty lepiej szykuj sobie wystarczająco ciemną dziurę - skwitował w końcu. - Na rano ma stać pod moimi drzwiami z kapciami w zębach.
- Lepiej się nie rozmyśl - odparłem, zamykając kompletną walizkę. - Lisy w potrzasku są nieobliczalne.
----------------------------------------------------------
 Po pierwsze - ze względu na terminy sesji poprawkowej nie byłam w stanie napisać całości na czas, a nie chciałam klepać w klawiaturę bez sensu. Drugą połówkę wstawię do środy, bo po egzaminie będę mieć dwa dni wolnego (o ile zdam, ale rozdział i tak zdążę napisać). Pojawienie się ciągu dalszego poznacie po usuniętym czerwonym tekście z początku postu. Dzisiaj jeszcze pojawi się zapowiedziany tekst SnF. W Personach pojawiły się nowe opisy, równolegle do SnF wstawię galerię, bo muszę ją tylko nieznacznie obrobić.
Po drugie jestem zmuszona poluzować nieco rygor wstawiana tekstów. Sami widzicie, że ostatnio mam problemy natury czasoprzestrzennej. Rozdziały będą się pojawiać w sobotę między godziną 15 a 19 lub niedzielę o tej samej porze. Oczywiście będę się starać wyrobić na zwyczajowy termin.
Jeżeli podobają Wam się moje prace z Galerii, chciałabym Was zaprosić na moją aukcję na olx, gdzie wystawiłam kilka rysunków. Jeżeli będziecie zainteresowani którymś z rysunków, po napisaniu hasła klucz "Betta in blue" automatycznie dzielę wszystkie ceny (poza wysyłką) przez połowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. SPAM, powiadomienia, itp. do Akwizycji.
2. Za wszelkie pozytywne komentarze dziękuję.
3. Za wszelkie negatywne komentarze też dziękuję.
4. Za hejty - oby ci kurczak z lodówki uciekł!