Ok, na początku przeprodukuję Liebstera. Pytania po części szkolne, dlatego pewnie trochę się wykręcę faktem przebycia już całej edukacji obowiązkowej (uczelnię wyższą trudno porównywać do zwykłej szkoły). Dobra, nie przedłużając długiego:
Zasady zapewne każdy zna (a jak nie zna, to wielkiej filozofii i tak nie ma), więc pominę ich tłumaczenie. Nominacja pochodzi od Rhy Dian z bloga.
Po pierwsze, szczerze mówię, że jakoś mi się w większości przypadków udawało omijać "fanatyków" w złym tego słowa znaczeniu. Czy przedmiot typu WOK jest ważny na profilu matematycznym? Oczywiście, że jest. CZy jego nauka powinna uniemożliwić przygotowanie z matematyki? Oczywiście, że nie. Naprawdę nie jestem w stanie zliczyć, ile to razy rozmawiam ze "szkolnymi prymasami" i nagle człowiek nie wie, kto to był Dostojewski albo nie wymieni choćby trzech stref klimatycznych, po czym następuje fala oburzenia "że on jest na bio-chemie, a nie humanie". I co z tego? To, że masz doktorat z astrofizyki nie zwalnia cię ze znajomości historii kraju, języka angielskiego, muzyki Rachmaninov'a, czy podstaw pierwszej pomocy. Oczywiście, nie mówię tutaj o jakiejś wiedzy eksperckiej, bo po to właśnie jeden skupia się na tym, drugi na tamtym, ale wychodzenie z założenia, że nie będę się uczyć matematyki, bo i tak muszę tylko zdać maturę podstawową na 30% jest postawieniem na głowie przyczyny, skutku i jakiegokolwiek sensu nauki. Dlatego apeluję do osób wciąż uczących się: jeśli jesteś na profilu bio-chemicznym to nie zawalaj sobie chemii historią, ale i nie olewaj zupełnie przedmiotów, które "nie przydadzą ci się", bo gwarantuję, że wcześniej czy później się jednak przydadzą. Człowiek na poziomie to człowiek otwarty na wszelką wiedzę (bo przecież nie ma wiedzy bezużytecznej) i nie zamykający sobie żadnych furtek. W przeciwnym wypadku jest się po prostu szkolonym idiotą, który zna na pamięć całą tablicę całek, a nie wie, jak posiać marchewkę, żeby wyrosła lub dlaczego polityka z innym krajem wygląda tak, a nie inaczej. Świat to naczynia połączone.
Mam czas w określonych odstępach czasu (śmiech). A tak na poważnie, to nie mam jakiegoś jednego odgórnego planu "będę pisać w piątki od siedemnastej do dziewiętnastej dwadzieścia osiem" i nie mam restrykcji "jak masz pięć minut wolnego, to minimum trzy spędź na klepaniu w klawiaturę". Przecież to mija się z powołaniem! Pisanie ma być frajdą, pasją, czymś, dla czego żyjesz ale i czymś nie odbierającym ci tego życia. Jeśli piszesz tylko dlatego, że grafik ci tak każde, to jest to właśnie wspomniane wyżej klepanie w klawiaturę. Czy więc ustalam sobie sztywne daty? Tak, bo przecież umawiam się z czytelnikiem na konkretną datę i godzinę, więc nie mogę skończyć rozdziału później niż go publikuję. Czy spędzam możliwie dużo czasu na pisaniu? Tak, bo to jest jedna z (wielu) rzeczy, które dają mi prawdziwe spełnienie i odczuwam satysfakcję, gdy uda mi się pokonać limit dwa dni przed planem. Nawet i zarwę całą noc, bo tak mnie wciągnie fabuła, którą jako pisarka odkrywam w równym stopniu, co czytelnik. Ale ustanawianie sobie jakiegoś ultimatum z góry jest irracjonalne, jak nie czuję chęci, potrzeby, natchnienia, nawet nie próbuję patrzeć w stronę komputera, bo wymuszone wypociny nigdy nie są przyjemne dla żadnej ze stron obcującej z tekstem.
3. Lubisz sławne zespoły czy może te mniej znane?
Lubię dobre zespoły. Selekcjonowanie muzyków na "tych fajnych bo z okładki Bravo" i "tych do kitu, co grają do kotleta w piwnicy" po pierwsze zamyka nam furtkę do naprawdę wielu ciekawych muzyków (filmowców, pisarzy, malarzy, itd.), a po drugie przesłania jakiekolwiek wady kogoś po tej "dobrej stronie mocy", bo przecież jest znany, więc musi być dobry. Albo też musi być dobry, bo nie zawiewa komerchą, a tamci, to się sprzedali. Poza tym, co to znaczy sławny? Czy taki Chopin jest sławnym muzykiem, czy może mało znanym? Albo powiedzmy Three Days Grace, jeśli obracam się w środowisku hiphopowców. Jeśli słyszymy po raz pierwszy jakąś piosenkę i przez najbliższy tydzień nie możemy pozbyć się jej melodii grającej nam gdzieś za uszami, to jest to piosenka "dobra", a jeśli zastanawiamy się nad tym, czy jest dobra, czy nie, to nie jest, bo nie stwierdziliśmy tego od razu. I to, kto ją śpiewa nie ma żadnego znaczenia. A jeszcze mniej ważne jest, czy ten ktoś "gra" w co drugim odtwarzaczu, czy też jego muzykę słyszało siedem osób, z czego pięć to członkowie tego zespołu.
4. Trenujesz coś - jeśli tak - co?
O, naprawdę wiele - cierpliwość, pamięć, psa, ryby, zachowania społeczne, sposób rozmowy z koleżanką, itp. Trenowanie to nauka praktyczna, więc nie da się nie trenować. Podejrzewam, że chodziło tutaj o sport, więc w takim sensie tego pytania - jedynie szachy oraz bieg z przeszkodami i psem pomiędzy nogami (pies jest pomiędzy nogami, przeszkody zazwyczaj nie).
5. Masz zwierzątka? Opisz, proszę.
5. Masz zwierzątka? Opisz, proszę.
Wspominałam już chyba wyżej... dobra, zbieramy w całość: pies Farcik rasy yorkshire terrier, trzy akwaria z rybami, ślimakami i krewetkami (druga witrynka już się robi), 9 kur+kogut, 4 karasie w wanience, pająki pod łóżkiem i świnia w zamrażarce. A, no i jeszcze suszone robale dla tego całego tałatajstwa w wodzie.
6. Kupujesz książki, które bardzo Cię zaciekawią?
6. Kupujesz książki, które bardzo Cię zaciekawią?
Niezwykle rzadko. I nie chodzi mi o kwestię finansową (choć w jakimś stopniu to też problem), a kwestia przekonania. Jestem osobą wychowaną wśród książek, ładnych parę lat przepracowałam jako pełnoetatowa, nieodpłatna bibliotekarka, w związku z czym w zasadzie nie dałoby się wyrzucić książek ze mnie bez pozbycia się mnie we mnie (tak, wiem, że głupio brzmi. Czepiajcie się doktora, z którym miałam przez ten semestr filozofię), dlatego też uważam, że książki mają duszę. A jeśli przeczytamy raz jakąś książkę raz i odstawimy na półkę jako "powierzchnię kurzliwą", to ta dusza umiera. Dlatego też nie cierpię zostawiać książek w bezruchu. Wyjątek stanowi publicystyka Rafała Ziemkiewicza (tak, wiem, reklama, ja taka zła), bo wiem, że zawsze, jak jestem chora lub narzekam na nadmiar czasu i niedobór zajęcia sięgnę po "Polactwo", czy "Życie seksualne lemingów".
7. Masz czasami zaniki weny?
7. Masz czasami zaniki weny?
Oczywiście, że tak, jak każdy. Czasami ręka nie nadąża za myślą, czasami nawet myśl nie nadąża za samą sobą. A czasami gapię się przez miesiąc wzrokiem nieskalanym inteligencją na tą klawiaturę, czy kartkę i nie wiem, w co włożyć ręce. Jakoś zazwyczaj mi się to łączy z kryzysem wiary w słuszność tego, co robię i jakąkolwiek celowość, dlatego też czytam jakieś swoje stare "dzieła" i mi przechodzi, jak tylko poczuję tę pasję, z jaką literki na mnie spoglądają sprzed monitora. A jak to nie działa, to włączam hurtem jakieś klasyki dramy lub anime dla inteligentnych inaczej i zawsze odnajdę jakiś smaczek tak głupi, że aż nadający się do mojej fabuły jako "nieoczekiwany zwrot akcji" na rozładowanie atmosfery.
8. Co sądzisz o tegorocznej Eurowizji?
8. Co sądzisz o tegorocznej Eurowizji?
Oddalam to pytanie.
9. Chciał/abyś mieć słuchawki LED?
9. Chciał/abyś mieć słuchawki LED?
Słuchawki LED? Ale w sensie, że co? Że takie świecące? Bo inaczej tego wyobrazić sobie nie potrafię, a nie chce mi się googlować, bo moja wersja wydaje się być ciekawsza. A przynajmniej śmieszniejsza. Bo ja wiem... póki co mam te swoje "futrzawki" na zimę i niebieskie ART'y na lato, obie pary z odpinanym kabelkiem żeby nie kupować co miesiąc nowych i to mi wystarcza na podróż przez świat. A co do LED to mam białą listwę LED w kostce, piękny klimat robi w połączeniu z piskiem kwarcowym ;P
10. Piszesz daty i nr lekcji w zeszycie?
10. Piszesz daty i nr lekcji w zeszycie?
Nie mam lekcji, to nie piszę... w ogóle mało co piszę na zajęciach, co ma związek z zajęciami (za to kartki do szkicowania kończą mi się w niebywałym tempie, a RPG-i na androida przechodzę w tempie jeden na tydzień). Ale nawet jak chodziłam do szkoły, to nigdy tego nie robiłam. Czasami nawet nie pisałam tematów, tylko zaznaczałam sobie kolejne hasła tematyczne. W końcu nie ważne, kiedy coś było napisane, tylko z czym się łączy, wiedza to naczynia połączone, a nie szufladki zamykane co trzy kwadranse. Do takiej naszej klasowej anegdoty przeszła już polonistka, u której zawsze się "malowało", a nie "pisało". Chodziło o to samo, ale ona mówiła "przemalujcie/namalujcie sobie temat (z tablicy) do zeszytu/w zeszycie". Kwestia jest taka, że kiedyś mieliśmy przerabiać wiersz "Wysokie drzewa" Staffa. Chyba się domyślacie, co zrobiło stado baranów spod samiuśkich Tater na hasło "namalujcie sobie wysokie drzewa w zeszycie"?
11. Jaka jest Twoja wizja idealnego życia?
11. Jaka jest Twoja wizja idealnego życia?
Życie takie, jakie jest. Naprawdę dużo już na różnych Liebsterach było pytań typu "co byś usunął ze świata, żeby był lepszy", "Jakie jest twoje wymarzone miejsce do życia", itp. Ale prawda jest taka, że jesteśmy w najlepszym świecie, jaki istnieje i jakby wyrzucić z niego cokolwiek, to już nie byłby taki, jaki jest tylko bez tego elementu. Wszystko, co jest czegokolwiek przyczyną (a wszystko przyczynia się do czegoś innego) ma swoje skutki w tamtych dziedzinach, a one zmienione powodują zmiany w kolejnych "działkach" i tak w nieskończoność. Można sobie ustalić, że świat idealny to "świat bez zła", jak nie będzie zła, nie będzie szansy dla instnienia dobra jako lekarstwa na zło. Albo i się okaże, że bez zła świat się nie będzie rozwijał, bo nie będzie się musiał przed niczym bronić, albo coś zupełnie innego, nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. A skoro tak, to ustawianie realium według swojego widzimisię jest niemożliwe dopóki nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich pośrednich skutków naszych przyczyn. Jeżeli jest tak, a nie inaczej, to najwyraźniej jest to najoptymalniejsze rozwiązanie względem wszystkich innych, wiec nie ma na co narzekać, tylko cieszyć się z tego, co nam zaoferowano. Podobnie z życiem jednostki. Czasami narzekamy, że gdybym wtedy wiedział cośtam, to bym zrobił inaczej. Ale gdybyś wtedy zrobił inaczej, to twoja historia potoczyłaby się inaczej w niemożliwy do przewidzenia sposób i nie byłbyś tym, kim jesteś teraz. Moja odpowiedź jest krótka i prosta "Wszystko, com uczynił, zrobiłbym raz jeszcze" ("Giaur" Byrona).
Jako, że LBA z prestiżowej nagrody stał się nieprzyjemnym obowiązkiem przez masowe rozplenienie się go (kto jest z blogosferze powyżej pół roku i nigdy nie dostał nominacji, niech pierwszy rzuci we mnie hejtem), nie będę nikogo uszczęśliwiać na siłę. Przerwijmy tę spiralę nienawiści. Stawiam więc sprawę jasno: oferuję Wam 11 miejsc na reklamę i kto chce, niech zrobi mojego Liebstera i się tym pochwali, a ja wpiszę go na honorową listę ludzi, którym się chce chcieć tutaj i na pasku bocznym jako polecanych przeze mnie. Jako, że ja wam się każę napracować przy pisaniu, możecie być pewni, że zrewanżuję się rzetelnym sprawdzeniem. No dobra, to moje zadanie jest takie:
Napisz opowiadanie (felieton, esej, sprawozdanie, byleby proza) z podanymi poniżej 11 wyrażeniami, najlepiej w podanej kolejności. Oczywiście słowo "pingwin" można przerobić na "pingwinem"/"pingwinów"/"pingwinowi"/"Mr. Pingwin", itp. Moje wyrażenia to:
- rozjuszona tłuszcza,
- etażerka,
- wirtuoz,
- rubaszny traktorzysta z wąsem pod brodą,
- zwieżęta (pisownia celowa!),
- król Sosnowca,
- ośmiokątna szkatuła,
- sedno sprawy,
- wędrowiec z owczymi psami,
- ultradźwiękowy dezintegrator wihajstrów,
- ewaporować.
Szalonym szaleńcom, którzy chcą podjąć wyzwanie vizira życzę powodzenia i dajcie znać, jak wam się uda.
Zadanie wykonali:
Zadanie wykonali:
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
A teraz trochę pogadanki na tematy, o które pytało mnie parę osób "na żywo":
1. Jak wygląda sprawa dziedziczenia genów Homo Vulpes?
Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że są trzy podstawowe gatunki, które zaliczamy do Vuples: Vulpes Rufus, czyli lisy rude, Vulpes Blanca, czyli lisy białe i Vulpes Nigrum - lisy czarne. Lisy rude to najpopularniejszy gatunek, nie wykazujący jakiś nadzwyczajnych zdolności poza zmiennokształtnością, lepszymi zmysłami i regeneracją w niektóre pełnie (było to opisane gdzieś w okolicach Somnium V). Lisy białe, zwane potocznie kitsune to lisy wywodzące się z Japonii i łączone z boginią Inari. Ich zdolności obejmują pyrokinezę w skończonym zakresie. Nie wzniecają one pożarów, jak czyniły to kiedyś demony, ale spokojnie poradzą sobie z zapaleniem świeczki, czy czasem nawet wejściem w pożar. Lisy czarne przyjechały z Chin i są potomkami kokko. Łączone z Gwiazdą Północną i alchemikami, posiadają niezwykłe zdolności "alchemiczne", czyli wiedzę na temat substancji narkotycznych, trujących i leczniczych, jak również posiadają zawyżoną odporność na nie. Ich potomkowie byli zupełnie odporni i niektórzy potrafili nawet zamieniać substancje neutralne w aktywne, a aktywne w neutralne. Oprócz tych czystych gatunków istnieją lisy mieszane między lisami białymi, a czarnymi. Vulpes te dziedziczą zdolności po obojgu rodziców.
I teraz przejdźmy do meritum - jeśli połączą się ze sobą dwa rudzielce, dziecko oczywiście też będzie rude. Analogicznie z łączeniem się dwóch czarnych lub dwóch białych lisów. Jeśli rudy lis połączy się z czarnym lub białym lisem następuje spadek dziecka do rangi lisa rudego. W przeciwieństwie do "zwykłej genetyki" recesywne geny uzdolnionego magicznie rodzica nie są w ogóle przekazywane potomstwu, dlatego też będzie ono pełnokrwistym Vulpes Rufus. Jeżeli skrzyżują się kitsune z kokko, zazwyczaj wyjdzie albo kitsune, albo kokko czystej krwi. W ponad połowie przypadków dziedziczenie odbywa się po matce, jako też "z dłuższym wpływem na rozwój dziecka". W bardzo rzadkich przypadkach dochodzi do mutacji genetycznej łączącej oba genotypy i tak właśnie powstaje mieszaniec. Ma on skłonność do przewagi zdolności ojca, ale geny matki też są dobrze widoczne.
Jest to kwestia, którą naprawdę długo roztrząsaliśmy całą "ekipą kreatywną", ale koniec końców udało nam się dotrzeć do materiałów, które rozwiążą tę zagadkę. Pozwolę sobie póki co nie zdradzać wszystkich szczegółów, zwłaszcza, że będą one rozwinięte w serii II, ale mogę zdradzić, że bardzo duży wpływ na obecne zachowanie matki Hei'a, powszechnie nazywanej "raszpą" ma historia sprzed ponad dwudziestu lat. A odnośnie samego nazewnictwa "raszpa", to jest to przeinaczenie przez Hei'a słowa slangowego raszpla, spowodowane seplenieniem w czasach, gdy mały Hei zasłyszał gdzieś i zaczął używać tego sformułowania.
Sprawa jest dość skomplikowana, ale, jak już pewnie się domyśliliście, część z nich przeżyła. Liwei był przekonany, że jedynie on i Hei przetrwali, jednak nie jest to prawdą. Przeżyła zupełnie spora grupka, dość dużo Genusmuto pojawiło się również w Tokio już po tych wydarzeniach i obecnie może nawet koło tysiąca zmiennokształtnych żyje na terenie stolicy. Prawdą jest jednak, że Hei jest ostatnim żyjącym kokko... chyba.
Chue jest chyba jedną z najbardziej lubianych postaci, jeśli wierzyć słyszanym przeze mnie opiniom, dlatego też jej śmierć wywołała lekkie poruszenie. Naprawdę żałuję, że nie zdążyłam wam jej lepiej przedstawić zanim to się stało, ale myślę, ze jeszcze trochę "aura Chue" pobędzie w opowiadaniu. Co do jej śmierci, to wszyscy na pewno się domyślili, że zmarła wskutek połknięcia wszystkich posiadanych przez siebie tabletek Gwiazdy Śmierci. Dlaczego to uczyniła, można się poniekąd domyślać i co uważniejsi już wysnuwali swoje teorie, natomiast obiecuję, że wszyscy dostaną formalne wytłumaczenie w momencie, gdy odkryje je Hei, a nie aż tak daleko do tego.
No i co ja mogę w tym momencie, skończył mi się sylabus na przeżywaną właśnie przerwę, wszystkie treści programowe przerobiłam (jeszcze dorzucę dzisiaj kilka planów wizualnych i szkiców w Realium)... pozostaje mi jedynie czekać na wasz odzew. Zapraszam gorąco do czytania już od soboty i komentowania, zarówno na bieżąco, jak i spraw serii I (mówię poważnie, patrz pytanie 7 z LBA).
Kuroneko
Edit mieliśmy małe nieporozumienie z geodetą rodziny Guyie, dlatego muszę mu donieść jeszcze jakieś świstki zanim wyda mi kopie planów, które chciałam wrzucić do Realium. Może się pojawić opóźnienie 1-2 dni. Za obsuwę przepraszam.
Edit mieliśmy małe nieporozumienie z geodetą rodziny Guyie, dlatego muszę mu donieść jeszcze jakieś świstki zanim wyda mi kopie planów, które chciałam wrzucić do Realium. Może się pojawić opóźnienie 1-2 dni. Za obsuwę przepraszam.
Wowowoowowow <3
OdpowiedzUsuńKocham Twoje nastawienie do wszystkiego :D\
Teraz jak tak patrzę na te moje pytania to są totalnie z dupy :f
Fajne odpowiedzi;)
Kwestia obycia i doświadczenia. Spoko, dopiero co wyszedłeś z gimbazy, ona skrzywia człowieka.Pozdrawiam i oby do soboty.
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńZnalazłam Twoją stronę (chciałam napisać "bloga", ale tekst jaki przed chwilą przeczytałam był tak niesamowity, że jakoś czuję, że to obraza xD). Nie przeczytałam jeszcze Twojego opowiadania, ale raczej oczywiste jest to, że się za niego zabiorę.
A teraz do meritum... Kupiłaś mnie tym Ziemkiewiczem xD "Polactwo" czytałam tylko urywkami, ale muszę w końcu nadrobić tą lekturę :D Może nie powinnam tak szybko Cię oceniać, ale zrobiłaś na mnie bardzo pozytywne wrażenie :3 Ciesze się, że weszłam tu przez przypadek (choć ponoć przypadki nie istnieją :D) Głównie wstawka o Ziemkiewiczu sprawiła, że piszę ten komentarz, ale reszta wypowiedzi była tak samo... chym... brakuje mi słowa. Imponująca? Wspaniała? Inteligentna? Cóż, na pewno wywołała u mnie pozytywne uczucia i jestem w szoku jak bardzo się z Tobą zgadzam i przez większość czasu kiwałam głową do monitora z oczami jak 5 zł :D
A teraz zabieram się do lektury ~~ :3
PS: Twoja odpowiedź na temat Eurowizji mnie rozwaliła xD
Jest mi niezmiernie miło, że zawitałaś w moich progach i mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję. Coż... co do Ziemkiewicza, to w wielu kwestiach jestem endeczką i to właśnie dzięki temu panu zainteresowałam się w ogóle życiem politycznym. Ale oczywiście mam również swój mózg i mam nadzieję, że to widać. Eurowizji nie oglądam, więc nie miałam nawet czego komentować. Śmieszy mnie jedynie "aneksja Australii przez Europę".
UsuńPozdrawiam i oby do soboty.