Zakładki

sobota, 12 listopada 2016

Epilog

Księżyc odbijał się w jednej z nielicznych już kałuży po wczorajszej ulewie. Dookoła było zupełnie cicho i spokojnie. Jakiś kot przeleciał szybko przez uliczkę na przyczajonych łapkach, zostawiając za sobą mokry ślad odbijanych na asfalcie opuszków. Gdzieś na końcu alejki mrugała lampa o na wpół zepsutej już żarówce, rzucając co i rusz żółtawą poświatę na okoliczne ściany poszarzałych budynków i walające się gdzieniegdzie śmieci.
Nagle ład i harmonię opustoszałych uliczek zaburzył przeraźliwy pisk. Nie był to ludzki krzyk, a dziki odgłos wydawany przez zwierzę na skaju desperacji, ostatnia deska ratunku przypartej do ściany pierwotnej istoty. Na chwilę znów zapanowała cisza, lecz stworzenie odezwało się ponownie. Mrożące krew w żyłach skowyczenie bestii było coraz bardziej desperackie i chaotyczne.
Dwie przecznice dalej, na zagraconym placyku, wokół słupa skakała niemal niewidoczna w chwilach bezruchu bestia. Była wielkości dużego wilka, ale masywniejsza od niego. Miała czarne, długie futro, puszysty ogon i lodowato błękitnie ślepia, w których widać było panikę. Zwierz szarpał się przy ledwie widocznym słupku i dopiero po momencie przyglądania się stworzeniu można było zobaczyć, że sierść dookoła jego szyi jest polepiona w strąki. Wtedy też człowiek zauważał brunatne, mieniące się w księżycu plamy na betonie i migającą od czasu do czasu linkę. Uświadamiał sobie, że potwór jest uwiązany i nie może się zerwać z pęt.
Zwierzę zawyło, zadzierając łeb wysoko do góry, po czym szarpnęło się kolejny raz i syknęło z bólu. Po jego sierści pociekła kolejna strużka krwi.
Walka była nierówna i stworzenie wydawało się zdawać sobie z tego sprawę. Uporczywie jednak szamotało się, walcząc o wyzwolenie z całych, ulatujących z niej, sił. W końcu jednak musiał nadejść kres tym jednostronnym bojom. Zwierzę upadło na bok, dysząc ciężko. Próbowało jeszcze zarzucić łbem, czy przegryźć srebrzystą linkę, ale na nic się to zdawało.
Stwór patrzył jeszcze chwilę przed siebie pełnymi nienawiści, zachodzącymi mgłą oczyma, ale w końcu zupełnie stracił przytomność i jego powieki opadły, a wyraz pyska nieco się rozluźnił.
 Nagle coś syknęło wokół bestii. Zerwał się wiatr, podrywając w górę czarne drobiny kurzu i wyrwane kłaki sierści, a gdy po chwili opadły, zwierzęcia już nie było. Na jej miejscu leżał drobny, nagi chłopak. Właściwie jeszcze dziecko. Czarne, długie włosy zakrywały jego bladą, szczupłą twarz wykrzywioną w grymasie cierpienia. Jego szyja i barki były aż czarne były od krwi, ale wyraźnie jeszcze żył, bo od czasu do czasu przez drobne ciałko przechodził dreszcz zimna, gdy nieprzytomny organizm walczył o utrzymanie właściciela na tym świecie.
Do świtu brakowało jeszcze trzech godzin...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tym oto akcentem kończymy sezon 3. Rozpiska na nadchodzące dni już na swoim miejscu. Teksty dodatkowe będą się pojawiać bez zapowiedzi (mogę o nich informować).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. SPAM, powiadomienia, itp. do Akwizycji.
2. Za wszelkie pozytywne komentarze dziękuję.
3. Za wszelkie negatywne komentarze też dziękuję.
4. Za hejty - oby ci kurczak z lodówki uciekł!