Zakładki

sobota, 14 stycznia 2017

Anima V cz.1

Jak ma mi się poprawić humor, to prosto do Mitsukoshi. Poza tym zabukuj mi kolację  Park Hyatt.

Pan Shiwataka chciałby wiedzieć, czy mógłby z panem porozmawiać po kolacji, panie Guyie.

Historia wynagradza jedynie odważnych i zdeterminowanych.




 


- …vilo tutto, bevi(hic!)lo tutto! Se l'e' bevuto tutto, e(hic!) non gli ha fatto male, hic! - Lilly omal nie spadł mi z ramienia, gdy machnął niespodziewanie ręką, trzaskając mi nią w zęby. I dlaczego ja się dałem wto wmanewrować… Tłukliśmy się jak ostatni idioci środkiem 3-chome pomiędzy apartamentowcami wysokiej klasy. Na oko licząc, dobiegała czwarta nad ranem i chyba tylko cud sprawił, że przez tego idiotę nie siedzieliśmy jeszcze za kratkami lub na wytrzeźwiałce.
Naprawdę żałowałem, że podsunąłem Lilly’emu i Fugace ten przeklęty pomysł na konkurs picia i piosenki pijackiej. Na początku było śmiesznie, nawet Hori-chan dorzucił coś z, kaleczonego pewnie na wszelkie możliwe sposoby, hinduskiego repertuaru. Ale potem… potem wepchnięto mnie, jako jedynemu niepijącemu, trójkę narąbanych w sztok facetów z poleceniem, że mam ich porozwozić do domu. Kurwa, ja! Tego jeszcze nie grali, żeby Hei, najsłynniejszy kociak Kurokoi, musiał zajmować się dorosłymi ponoć ludźmi. Z WallE’m jakoś mi poszło, głównie dzięki temu, że mieszkał z czwórką rodzeństwa i jego starsi bracia dosłownie wrzucili go do domu. Potem przyszła kolej na Haradę. O ile samo odprowadzenie i wpakowanie do łóżka śpiącego już na stojąco czterdziestolatka nie było dużym wyzwaniem, o tyle zostawiony w tym czasie w taksówce Lilly zdążył w międzyczasie zarzygać tapicerkę i napluć na taksówkarza, za co tłumaczyć się musiałem ja. Miny kierowcy po moim powrocie nie sposób opisać. Chyba będzie mi się śnić po nocach jeszcze przez następne miesiące.
- Lilly, do kurwy nędzy, teraz ci się zebrało na śpiewy - syknąłem, próbując wstrząsnąć jakoś wiszącego na mnie mężczyznę, by choć na chwilę się zamknął. Światowiec zasrany jeden...
- Aaaaa, tymieniewyzywaj. Tymnieniewyzywaj! - prychnął buńczucznie na jednym wydechu, stając o własnych siłach na sztywnych, szeroko rozstawionych nogach. - Bo ja się tak łatwo nie dam. JA, kur(hic!)wa, ja sam żem wygrał z Tanochim na to-o-o-ej! - wrzasnął, gdy nagle jakaś siła pociągnęła do tyłu.
- No tak, nie oduczysz ryby pływać - stwierdził jakiś męski, niski głos. Dopiero po chwili w półmroku udało mi się dostrzec właściciela tego głosu.
- P-pan Daniel… - stwierdziłem, sam nie wiedząc, czy lepiej udawać martwego, grać głupa, czy uciekać. - Co pan robi tak wcześnie już na nogach?
- Nie dało się do was dodzwonić, wiec podejrzewałem, że zabalowaliście gdzieś znowu. Widzę, że ta moja piękniejsza połówka znowu przesadziła, co? - westchnął mężczyzna, gładząc włosy pijanego. - Już zaczynałem podejrzewać, że coś mu się stało skoro tak długi czas dzień w dzień jest prawie trzeźwy - stwierdził z lekkim uśmiechem.
- Ostatnio trochę się zmieniła sytuacja i już nie pijemy tyle - mruknąłem, nie do końca czując się komfortowo. Wiedziałem, że Daniel wie o mnie pewnie więcej niż bym przypuszczał, ale i tak w życiu nie przeprowadziłem z nim jednej dłuższej rozmowy. Nie, żebym widział ku temu jakieś powody.
- Nie musisz być aż taki speszony - Daniel zachichotał i chwycił mruczącego coś pod nosem Lilly pod pachami, żeby nie wyślizgnął mu się z dłoni. - Nie takie rzeczy widziałem u aktorów. No, ale pewnie chciałbyś wrócić już do domu, nie zatrzymuję cię. Podrzuciłbym cię do domu, ale muszę się nim zająć. Lillith, pożegnaj się grzecznie i idziemy.
- No aaale, ja NIGDZIE (hic!) nie idem - wyburczał młodszy z mężczyzn, wydymając usta niczym dziecko. Lilly miał mocną głowę, ale jak już przekroczył magiczną czerwoną linię, robił się nieznośny. Ja zresztą też, w dodatku miewałem napady pasywnej agresji. Różnica miedzy nami była taka, że Lilly zupełnie nie pamiętał tego, co robił pod wpływem procentów, a ja niestety tak. - Cho, futrza(hic!)sty, napijemy się jeszcze.
Na moje szczęście Daniel zaciągnął jakoś Lilly’ego bez większych awantur, więc wróciłem do taksówki. Niemal przez całą drogę kierowca patrzył na mnie jak na odmieńca, co chwilę sprawdzając, czy aby na pewno nie zapaskudziłem mu tapicerki jeszcze bardziej. Wolałem zapłacić mu sumkę praktycznie dwukrotnie większą niż koszt przejazdu i nowego obicia, żeby nie mieć problemów w przyszłości.
Zapłaci mi za to Lilly, oj zapłaci. Tego byłem pewny. Jak nie gotówką, to w naturze.

Prześlizgnąłem się przez salon, starając się być jak najcichszym.  Psi słuch Xiaogou okazał się lepszy niż można było przypuszczać i nie zdążyłem jeszcze dobrze wejść do apartamentu, gdy powitało mnie warczenie i para brązowych ślepiów. Na szczęście nie zbudziliśmy drzemiącego na kanapie Soujirou.
Uśmiechnąłem się lekko, zerkając na spokojną twarz wtulonego w poduszkę na kanapie kochanka i wszedłem do pokoju. Zerknąłem na zegarek. Dochodziło w pół do szóstej, a przez okno widać było pierwsze promienie wschodzącego słońca. Dopiero, gdy zobaczyłem własne łóżko, poczułem, jak bardzo jestem śpiący.
- Xiaogou, obudź mnie, jak Souji wstanie - poleciłem przyglądającemu mi się przed szparę w drzwiach psu i wsunąłem się pod kołdrę nawet się nie rozbierając. Długo na sen nie musiałem czekać.

Zerknąłem na ekran telefonu. Byłem niemal spóźniony na spotkanie, o które sam pisałem. Nicholas mnie pewnie zabije. Zerknąłem przez ramię na lustro w przedpokoju żeby się upewnić, czy wyglądam jak należy i miałem już wychodzić, gdy zatrzymał mnie Soujirou.
- Przez to, że czekałem na ciebie całą noc, skończyłem pierwszopis i mam co najmniej tydzień wolnego - stwierdził niby od niechcenia, a ja aż zacisnąłem mocniej palce na klamce, żeby powstrzymać się od odruchu. Wziąłem głęboki wdech, żeby uspokoić się.
- W takich razie wyśpij się, kochanie. Powinienem się pojawić przed piątą, ale nie czekaj na mnie z obiadem - to stwierdziwszy, parowałem od razu na korytarz, żeby uciec od rozmowy. Wiedziałem, że nie tego ode mnie oczekiwał. Czy byłem głupi? Ależ oczywiście, że tak. Ale nie miałem większego wyboru, nie ufałem swojemu wewnętrznemu hamulcowi.
Zatrzasnąłem za sobą drzwi i wszedłem do windy. Byłem może w połowie drogi w dół, gdy zadzwonił mój telefon. Nie musiałem patrzyć na wyświetlacz, by wiedzieć, że to Nicholas.
- Minutę, jestem w windzie - oznajmiłem, nie tracąc czasu na przywitanie. W ogóle rzadko kiedy witaliśmy lub żegnaliśmy się z Nicholasem. Chyba zbyt długo czasu się widzieliśmy i zbyt dużo mieliśmy zajęć, by przejmować się takimi drobiazgami.
- Miałeś być prawie dziesięć minut temu - zauważył Nicholas znużonym tonem. Chyba zaczynał się już przyzwyczajać do mojego wiecznego spóźnialstwa. - Jak cię nie zobaczę za minutę, to ci normalnie…
- To co? - spytałem zaczepnie, odsuwając słuchawkę od ucha i machając Nicholasowi w otwartych już na oścież drzwiach. - Przecież mówiłem, że jadę, tak? - rzuciłem lekko, przygryzając język.
- Masz szczęście, że cię znam i kazałem przyjść kwadrans wcześniej - westchnął mężczyzna, otwierając drzwi lincolna i wsiadł za kierownicę.
- No widzisz. A ty ciągle narzekasz - zachichotałem, zajmując miejsce na przednim siedzeniu. - Dzięki mnie nie będziemy czekać na wszystkich w akompaniamencie twojej kłótni z Dmitrim.
- Nie wiem, co sugerujesz, ale to nie moja wina - stwierdził krótko i odpalił. Dalej rozmowa zanikła.
-------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że już ostatnio nie było rozdziału, ale zepsuł mi się dysk, na którym trzymałam pliki i musiałam wszystko pisać od nowa. Myślałam, że zdążę się wyrobić, ale w ramach uzupełniania brakujących godzin zarówno w piątek jak i sobotę musiałam siedzieć na dodatkowych zajęciach na uczelni, a doba uporczywie nie chciała się wydłużyć. Wiem, że to nie wytłumaczenie, ale musicie mi wybaczyć, że dzielę Animę V na dwie części. Część druga i ostatnia za tydzień w ramach "nowego rozdziału". W ramach rekompensaty postaram się wstawić nowe obrazki do galerii.
Co do mojego ostatniego postu, mam nadzieję, że nie był on aż tak straszny estetycznie. Nie chcę go usuwać, mimo zupełnie nie pasuje do reszty bloga, ale chyba niewstawienie go w spisy treści wystarczy. Dla ciekawych - fala śnięć w akwariach się zatrzymała, a być może nawet proporczykowce podejdą mi wkrótce do tarła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

1. SPAM, powiadomienia, itp. do Akwizycji.
2. Za wszelkie pozytywne komentarze dziękuję.
3. Za wszelkie negatywne komentarze też dziękuję.
4. Za hejty - oby ci kurczak z lodówki uciekł!